Żądanie wpłaty pieniędzy za zniszczony podręcznik na konto szkoły jest sytuacją nieprawną, już wiele razy o tym pisałyśmy. No i gdyby ktoś kiedyś się tego czepił, to ma czarno na białym... Dziwię się, że dyrektor się na coś takiego zgadza.
Formalnie wpłata ma być na rzecz organu prowadzącego. Tylko jak potem od nich te pieniądze wydobyć? Czy ktoś w ogóle próbował
?
Wobec powyższego u mnie w szkole rodzice mają obowiązek sami odkupić zniszczony podręcznik. I to też nie jest do końca w majestacie prawa, ale ewentualna kontrola nie wykaże... kontrole, jak wiadomo sprawdzają tylko papiery, nie stan faktyczny.... A tu Jest podręcznik ten sam, z tymi samymi numerami i pieczątką...
Wyjątkowo zdarzało mi się wziąć pieniądze, np. od odchodzącej klasy ósmej, ale wtedy gotówkę z ręki do ręki - lepszy wróbel w garści... No i jeszcze jeden aspekt praktyczny. Po co przyjmować pieniądze i jeszcze mieć kłopot z dodatkowymi zamówieniami? Niech rodzice to załatwiają.
Na koniec roku niektórzy uczniowie już sami przynieśli nowe podręczniki, a tych zniszczonych nawet nie oglądałam. Ale oczywiście jest to mniejszość. Większość przynosi po wakacjach, niektórzy się ociągają. Wtedy wstrzymujemy wydanie podręcznika do tego konkretnego przedmiotu, najczęściej jest to matematyka... najbardziej zniszczona. No i czekamy do skutku. Również się zdarzało, że ktoś przez parę miesięcy nie uregulował, ale to już jego strata.