Masa idealizmu u koleżanki
Świat się zmienia niezmiernie szybko. Wraz ze światem zmieniają się zarówno potrzeby młodych ludzi jak i ich mentalność, możliwości.
Na drobnym moim przykładzie:
Moje starsze dzieci czytały wszystkie lektury szkolne, w tym nielubiane, jak W pustyni.., najmłodsze dziecko- jak i jego równieśnicy, jest pokoleniem elektroniki, nie było w stanie przebrnąć przez "takie coś"- sensu nie widziało. Błyskawicznie porusza się po świecie wiedzy elektronicznej, mimo moich studiów informatycznych.. wiele się uczę od niego
Tu wyszukuje słowniki, rozmawia z koleżeństwem w Hiszpanii /poznanym na chatach, a sam się uczy od dawna hiszpańskiego/, błyskawicznie lokalizuje odpowiednie treści, jakie potrzebuje, loguje się do baz danych swojej uczelni, skąd ściąga podręczniki wykładowców, wykłady tam umieszczane etc.
To jest kwestia właśnie rozwoju cywilizacji w określonym kierunku i równieśniczych dążeń. Nauczyłam każde swoje dziecko czytać, ale zainteresowania kształtowały zupełnie indywidualnie /najmłodsze czyta właśnie Wiedźmina, dorosłe już/
Świat się zmienia błyskawicznie, a z nim muszą się zmieniać i biblioteki, inaczej znikną.
I zmieniają się, ileż bibliotek miało kilka lat temu audiobooki? Ile miało komputery dla uczniów?
Obecnie do każdej sali lekcyjnej wkraczają tablice multimedialne /u mnie prawie w każdej są od 3 lat/, gdzie łączenie się z bazą danych jest kwestią sekundy, pobierane są wszelkie materiały elektronicznie. Bibliotekarze maja możliwość wysyłania swoich opracowań do pobrania przez wszystkich.
Nie wiem, jak będzie wyglądała biblioteka za 5 lat, za 10 w ogóle trudno mi sobie wyobrazić. .. czy będzie. To nie jest kwestia czytania grupce dzieci, by wyrosły z nich zarażacze do czytania dla innych dzieci.
Tendencje nie są dla nas zbyt optymistyczne. Lubię ten zawód, ale rozumiem zmiany, popieram informatyzację- to kwestia kształcenia, dostępu do wiedzy, błyskawicznej informacji bez której nie ma człowieka przygotowanego do życia na cywilizowanym poziomie.
Jako nauczyciele bibliotekarze mamy czasem dziwne /dla mnie/ hobby- pracy omnibusa /niczym rzecznik wszystkich/: bycie świetlicą, wychowawcą, księdzem rozgrzeszającym, matką i ojcem... Rozmieniamy się na drobne. To nie jest możliwe, byśmy lepiej wiedzieli jakie są problemy ucznia, który wpada do nas sporadycznie- nawet jak na każdej przerwie. Wychowawca z pewnością zna go lepiej, każdy uczący go nauczyciel. Ma kontakt z jego rodzicami. W szkole są pedagodzy i psycholodzy, są świetlice.
Jestem życzliwa dla uczniów, mam ich sporo w lokalu non stop do zmęczenia materiału. Reaguję spokojnie, stanowczo często, mam kącik dla dzieci szukających azylu. Nie wyręczam pedagoga itp. Jeśli widzę problemy- rozmawiam z uczniem i pedagogiem- tam jest miejsce na rozwiązywanie problemów.
Herbatka w lokalu???? Dla ucznia??? Nie wiem, czy dożyję, mam obiekcje.. Jeśli jest chory, to owszem.
Mamy możliwości oddziaływania szerszego na uczniów. Możemy oddziaływać na nich już od najmłodszych lat szkolnych, prowadzący programy dla całych klas, organizując zabawy w lokalach, czytając w odpowiedniej scenerii.. , zachęcając do czytania dziecku i z dzieckiem. Róbmy co możemy, by dzieci czytały jak najdłużej.
Już w klasie 4 widać spadek czytelnictwa, gdy otwierają się większe możliwości Internetowe dla uczniów a i ich samodzielność jest większa. W średnich szkołach gołym okiem widać cywilizacyjne zmiany. To są realia.
Owszem, staramy się im przeciwdziałać już od 5 roku życia dziecka, jednak życie jest życiem
Przyszłość biblioteki szkolnej, czy nam się to podoba czy nie, jest zupełnie niejasna. Jak długo nam się uda ją utrzymać, nie wiemy-nie wie nikt. Biblioteka szkolna ma olbrzymie lobby negatywne, wśród rządzących, wśród samorządowców, nawet wśród dydaktyków i wielu dyrektorów. Nasza praca obecna jest tańcem na linie. I wykańcza nerwowo.
Na idealizm miejsca nie ma. Walka o byt, walka /z uśmiechem rzecz jasna/ o efekty pracy /rozwój czytelnictwa, słownictwa/, walka z dyrekcjami i samorządami...