Anno, każdy z nas musi sobie radzić, jak to tylko możliwe, sama wiesz. Pytasz- próbujemy poradzić. Pomyślałabym, co mogę zrobić, by uzyskać zrozumienie, niekoniecznie akceptację, wszystkich zainteresowanych. Ja: wysyłałam informację, krótką, do wszystkich uczniów klas 4-8 i rodziców dzieci z klas 1-3 (dzieci u nas są informowane za pośrednictwem rodziców) z dołączanym zdjęciem najlepiej oddajacym sprawę (stos rozpakowywanych kartonów, stosy podręczników do segregacji- w chwili największego harmideru) i z uśmiechem (ikonka) na koniec.
Nie liczyłam na akceptację, po prostu poinformowałam co i jak i stanowczo trzymałam się ustalonych zasad, o których wcześniej informowałam grono na Radzie sierpniowej ( zajmuje to max 5 minut wystąpienia).
Radę informowałam jasno: o tysiącach podręczników do wyjęcia z kartonów, segregacji, .... dosłownie, bowiem Rada niestety, NIE wie co robimy, wiedzą tylko nieliczni, którzy współpracują z biblioteką.
Wszystkich wpadających do lokalu nauczycieli w chwili ewidencji/rozliczania i "grzecznego" acz ponaglającego żądania wydania "tylko im" niezbędnych rzeczy, które nadal były... w paczkach! zapraszałam do współpracy... i rzecz jasna, przy unikach z ich strony..., wypraszałam jeśli chcą mieć opracowania wcześniej.
Dla rodziców dodatkowo wywieszałam kartkę na drzwiach- co się dzieje w bibliotece... ze zdjęciem
Owszem, bywało nerwowo, ale jakoś się to wszystko spinało we wzajemnym zrozumieniu. Mnie pomagało zaprzyjaźnione grono koleżanek, one świetnei wiedziały, co się robi w tym czasie w lokalu, ale reszta.. NIE. Mimo, że nasze wzajemne relacje zawsze były dobre, sądzę, że bez moich informacji (których wysłuchać musieli na Radach) niewielu by pomyślało, że nauczycielka bibliotekarka ma ogrom wysiłku fizycznego i psychicznego do wykonania.
Ja jestem już w o l n a. Pierwszy raz nie musiałam myśleć o tonach w kartonach, o presji, o konieczności zachowania kultury, spokoju, asertywności.. i wszelkich takich. Acz.. nadal śni mi się to wszystko, chociaż mamy październik.
A już na marginesie, z czym się spotykamy ze strony rodziców... zdarzyło się, że jedna mamusia ucznia specjalnie czekała na mój powrót ze zwolnienia szpitalnego, miesięcznego /2 tyg. weszło w ferie/ by przyjść do mnie z nerwami: "jakim prawem było nieczynne.., jakim prawem odeszłam bez zapewnienia zastępstwa (:D. ja. nie dyrektor), czy zdaję sobie sprawę z faktu, że biblioteka działała w bardzo ograniczonym zakresie?.." |Z trudem zachowałam kulturę, odsyłając kobietę do dyrekcji, z pretensjami, wyjaśniając przy tym, że jestem pracownikiem, a nie decydentem. Pani była... dyrektorką (nota bene, jej synek wcale nie korzystał z biblioteki).
Życzliwie życzę wytrzymałości.