Zgadza się, książek klejonych z lat osiemdziesiątych nie da się naprawić własnym sumptem, bo jak się w kilku miejscach sklei, to zaraz gdzie indziej się rozłazi. Kiedyś się zawzięłam i całą taką broszurę skleiłam kartka po kartce, nanosząc wikol pędzelkiem - ale tylko raz! Efekt nie był zadowalający; nie wyszło równo; klejenia za głębokie i niewygodnie się otwierało do czytania. A spróbujcie sobie wyobrazić klejenie obszernej powieści
Naprawiam jedynie książki szyte, jeśli zdarzy im się jakiś wypadek. Wtedy stosuję taśmę przezroczystą, ale tylko i wyłącznie matową "scotch magic" (taka w zielonym pudełku) - do nabycia w sklepach papierniczych. Jest prawie niewidoczna, dobrze trzyma i nie wycieka spod niej klej (a tak się dzieje po pewnym czasie w przypadku zwykłych tańszych taśm). Czasem używałam też zwykłej taśmy malarskiej z Castoramy (tak jasna, jakby papierowa) - jakoś, o dziwo, się sprawdza.
Jeśli rozlatuje się broszurka połączona w środku zszywkami, to daję nowe zszywki, używając specjalnego długiego zszywacza, który sięgnie do środka przez szerokość kartki.
A tak w ogóle, to my bibliotekarze szkolni mamy naprawdę mało czasu na naprawę książek, bo ciągle coś nas goni. A to podręczniki, a to praca z czytelnikiem, a to zastępstwa i takie tam różne... my już to wiemy, a "totalni ignoranci" być może nie
Więc może w naukowych bibliotekach są wyspecjalizowane komórki i dysponują odpowiednimi materiałami? Bo ja nieraz wyżej wymienioną taśmę malarską przynosiłam po prostu z domu.
A koleżanek przy okazji zapytam: dajecie jeszcze książki do introligatora? Ile to kosztuje mniej więcej?