wtorek 28 cze 2022, 10:57
Pati... tomy by napisał na ten temat. Człowiek.
W początkowym okresie mojej pracy w szkole zaskakiwało mnie to zjawisko, o którym piszesz. Sądzę, że wielu z nas to odczuwa tak samo/podobnie. Z czasem w sporym stopniu mi to zobojętniało. W szkole zawsze byli "lepsi" nauczyciele, np. poloniści, matematycy, językowcy..., oraz "gorsi" jak WF-iarze, plastycy - o czym nie raz rozmawiałam z kolegami "od WF", którzy "niewiele robią" wg zbyt wielu ignorantów. Są też nauczyciele bibliotekarze,, którzy w ogólnym odbiorze zarówno nauczycieli jak i rodziców, administracji, uczniów są... nie-wiadomo-kim, ale nie nauczycielami. Prawo prawem, życie życiem.
Moje bliższe koleżeństwo, pracujące ze mną lata, w bardzo dobrych kontaktach, zrozumiało co robię dopiero wtedy, gdy zastępowało mnie (za zgodą dyrekcji, pełniąc wzajemnie swego rodzaju dyżury) przez ponad 4 miesiące mojej nieobecności. Później, pracując dobrowolnie ze mną przy wprowadzonych bezcennych podręcznikach (ważniejszych niż jakiekolwiek akcje czytelnicze, rozliczanych jak niemal białe kruki). Niestety, tylko to grono ok. 10 osobowe coś zrozumiało. Pozostali nic, podkreślam- mimo dobrych relacji i wielu wspólnych imprez szkolnych. Dla większości ja zawsze mogłam znaleźć czas, bo ..nie uczę. Wiele sytuacji rozgrzewało mnie do czerwoności, jak taka:
- pedagog z psychologiem wymyśliły sobie akcję wspólną z instytucją, wyprowadzając "na wycieczkę" poza szkołę 11 uczniów, jedna wymyśliła, że pojedzie swoim autem z 2 reklamówkami z drobnymi upominkami "bo nie będzie ich targać ręcznie", druga, że pojedzie autobusem z uczniami. Obydwie zgłosiły dyrekcji potrzebę zaangażowania mnie w pomoc, na kilka godzin, bo "pani pedagog boi się jechać autobusem sama z uczniami". Dostałam polecenie służbowe, a sama miałam zaplanowaną wymianę podręczników, zajęcia z maluchami i wreszcie próbę uporządkowania ostatnich faktur (bez dnia wewn.) Pojechałam, siedziałam w hałasie na imprezie (bal), bez sensu, 3 osoby do 11 uczniów
Codziennie jakieś sytuacje podnoszące adrenalinę- masa pracy w lokalu, bardzo wielu czytelników, na co latami pracowałam, do tego wciskanie mi poleceniami służbowymi kuriozalnych zadań, jak takie:
- mam stos literatury do uporządkowania po zwrotach, przygotowuję na za godzinę zestawy na lekcje, w głowie myśli o planowanej akcji za kilka dni, w międzyczasie wchodzące maluchy z rodzicami z oddziałów przedszkolnych, w czytelni kilkanaście osób i .. polecenie zabrania 22 dzieci ze świetlicy na ok 3 godziny "bo w ich pomieszczeniu na raz jest za wiele dzieci na 2 panie", albo " bo jedna pani i ponad 25 dzieci".. u mnie może być setka. Komentarz koleżanki dydaktyka bezcenny "wiesz, u ciebie najłatwiej ich przechować bo nie uczysz".
Kolega nauczyciel Wf z kolei nagminnie spotyka się z komentarzem, że w tym jego zawodzie nic nie trzeba umieć, ...tylko piłkę kopać.., a jak wraca do domu nic nie musi, nie sprawdza klasówek etc.
Pati, dydaktycy spotykają się na każdej przerwie, mają z sobą zupełnie inne relacje, pomijając to, że zdecydowana większość z nich traktuje bibliotekarzy jako coś niżej ich poziomu pracy, jesteśmy w szkołach nieco na bocznych torach, jest nam trudniej. Radzę, byś znalazła kilka koleżanek/kolegów, z którymi częściej coś zorganizujesz, bliżej się poznasz, z czasem "staniesz" na tym samym poziomie dla nich. Znajdź dystans do spraw, które cię wkurzają. To wymaga czasu i pracy.
O tym, jak traktowani się nauczyciele bibliotekarze czytam bardzo często na wielu portalach. Jednak..., nie jesteśmy sami na tym polu szczęścia. Według wielu, w tym jednej znanej mi nauczycielki bibliotekarki! , nauczyciel świetlicy nic nie musi robić i ...nie ma żadnej odpowiedzialności - słysząc to szoku doznałam, bo ja bym w świetlicy nie wytrzymała nerwowo, masa odpowiedzialności za cudze dzieci na każdym kroku, wielka rotacja co godzina, trudno coś zorganizować, hałas permanentny. Nauczycielka plastyki skarżyła mi się, że uczniowie nie traktują jej przedmiotu poważnie.. sporo by pisał.
Ostatnio zmieniony środa 29 cze 2022, 09:38 przez
Aqa, łącznie zmieniany 1 raz.