Bardzo nas wszystkich denerwuje, gdy ktoś mówi,że w bibliotekach siedzą niezbyt ruchliwe staruszki, a wokół sterty zakurzonych książek w szarym papierze. Wszyscy krzyczą wtedy,że takie biblioteki to wyjątki, że pilnie okładamy coś w folię i itp itd i ochy i achy nad swoimi księgozbiorami słychać wszem i wobec.
A ja właśnie w obronie tych z szarym papierem na książkach chcę wystąpić!!!
A może oni tak muszą, bo ich dyrekcje i księgowe duszą, że kasy na folię brak! I że choćby pękły, nie dostaną ani meterka. I choć nożyce ostrzą po nocach, choć zwarte i gotowe, by obkładać - nie mogą... ach, nie mogą... nieeeee......
PS. W szarym papierze książki tak nie ulegały zniszczeniu, bo:
1. mniej chętnych je do ręki jako nieatrakcyjne brało,
2. uv słoneczne nie żółci tak przez papier jak przez folię,
3. każda książka była demokratycznie równa - teraz są te lux-okładkowe i te makulaturowe.
Ach szare papieryyyy...