Byłam chora, porządnie, pierwszy raz od 6 lat na dłuższym zwolnieniu! Jestem sama w bibliotece, więc zgodziłam się, aby zaufana osoba (za zgodą dyrekcji) wypożyczyła uczniom lektury. Ponieważ zbiory mam skomputeryzowane, prosiłam, aby na kartce spisać nazwiska uczniów i numery inwent. książek, które im wypożyczono. Po powrocie zamierzałam nanieść wszystko na konta komputerowe.
Dzisiaj wróciłam, znalazłam pogniecioną kartkę z niezbyt czytelnymi nazwiskami i to wszystko! Ręce opadają, bo jak teraz to wszystko ponanosić, tylko mogę zaznaczyć, że ktoś "Coś" wypożyczył!!!!
I tak to się ceni pracę bibliotekarza! Co Wy na to? Wygląda, że trzeba było nie zgodzić się na jakiekolwiek wypożyczanie, no ale wtedy narzekanie, że programu nie można zrealizować, bo lektury niedostępne!
Od samego rana mam marny nastrój, jeszcze niedoleczona, a tu takie kwiatki