Wiecie co, tak sobie myślę o tych zastępstwach koleżeńskich i dochodzę do wniosku,że to po prostu chamstwo nie z tej Ziemi
No bo jak DYREKCJA może uderzać TYLKO W JEDNEGO PRACOWNIKA i innych na niego nasyłać w sprawie koleżeńskich lekcji??? Gdybym byla dyrką, to powiedzialbym nauczycielowi, że niech sobie KOGOś poszuka, jeśli juz tak bardzo chce się zwolnić (najpierw oczywiście próbowalabym wyperswadować ten pomysł). Ale nie kierowalabym ciągle do tej samej osoby! Przecież to jawne wykorzystywanie
I to za przyzwoleniem dyrekcji
Jeśli chce się zwolnić, to niech sobie poszuka nauczyciela, ktory ją zastąpi i tyle. A jesli nie znajdzie chętnego (co jest bardzo prawdopodobne) to się nie zwolni - proste, jak świeca
Znam szkoły, w ktorych dyrekcja przesuwa lekcje, żeby nie było zastępstw - i jest to, o dziwo, wykonalne. A nauczyciele - bibliotekarze nie slyszeli o czymś takim jak zastępstwa
Już nie wspomnę o lekcjach koleżeńskich ( w pojęciu, o ktorym tu piszemy, bo l. koleżenska to tak naprawdę coś innego) - nie ma takowych po prostu. Są albo urlopy bezplatne albo zwolnienia lekarskie albo klasa idzie do domu/świetlicy. Dzieciaki w mojej szkole traktują bibliotekę jak świetlicę - probowali nawet kiedyś grać w karty
Oczywiście dostali burę
aha - jeszcze jedna uwaga. Miałam ostatnio l. koleżeńską z j. polskiego i nauczycielka dala mi jakieś testy, żebym rozdala je uczniom. Oni zdzwieni, ze jakaś baba-czyli ja- robi im test. Powiedzialam im,że to bedzie na ocenę, a oni - że nieprawda, bo pani im powiedziala, że nie bedzie tego oceniać. Wkurzylam sie nie na żarty i mowie im, że chyba mają złe informacje, bo mi pani mowila,że to na ocene bedzie. No i, ajk sie okazalo, owa nauczycielka NAWET NIE ZAINTERESOWALA SIE TYMI TESTAMI!!!!! To bylo już 2 tyg. temu a ona anwet nie przyszla ich odebrać i sprawdzic!!!! I myślę sobie - po co taka lekcja się odbyła? Bezsens kompletny dawać testy tylko po to,żeby uczniow czymś zająć i innego celu w tym nie mieć, nie zainteresować sie nawet, co się dzialo na lekcji. I powiem Wam coś: Ja sie tym dzieciakom nie dziwię, że ich to wkurza. Też bym sie wkurzyla, bo w koncu jakąś pracę wykonali i chcieliby sie dowiedzieć jak im poszlo. A poza tym jakaś obca baba im się wtrąca do j. polskiego. Wcale im się nie dziwię - bo w sumie nie znam ich możliwości, nie znam ich jako ludzi, bo nie mam z nimi zbyt częstego kontaktu. Stwierdzilam więc, że żadnych koleżeńskich nie wezmę, bo to bez sensu. Lekcja jest niezbyt przyjemna zarówno dla mnie jak i dla uczniów, oni nie wiedzą, co się dzieje, bo nie pojmują, dlaczego bibliotekarka ma j. polski z nimi prowadzić. Ja z kolei nie mogę ich pytać, no bo niby dlaczego, oceny niby stawiam, ale oni mają wrażenie,że to oceny się nie liczą
I też im sie nie dziwię. Po co więc męczyć siebie i uczniow? Totalny bezsens.
Mówię Wam - odmawiajcie lekcji koleżeńskich, bo nie dość, że są nielegalne, to jeszcze psują wizerunek bibliotekarza
Coś jesczze mi się nasunęło odnośnie tego wizerunku: Otóż spotkalam sie z takim dziwnym zachowaniem uczniów,że mówią np., że" powiemy naszej pani,że pani - czyli ja- zrobila to czy tamto, naskarżymy,że pani nie pozwolila tego czy tego" (podczas koleżenskiej). No i jak to wygląda???
Ano tak, że bibliotekarz jest "chlopcem na posyłki" nauczyciela, że wykonuje to,co mu każe nauczyciel!!!! Czyli,że jest prawie jak uczeń! Odpowiadam wtedy dzieciakom, że coś im się pomyliło, i, że ja się ich pani nie boję, bo niby czemu
I powiedzcie, jak to potem wygląda i jak jawi się uczniom taki "bibliotekarz na posyłki"???? Ja jestem osobiście zniesmaczona takim czymś