poniedziałek 23 sty 2017, 20:08
W trakcie Rady Ped. na temat m.in. statutu szkoły i zapisu "edukacja czytelnicza, czyli lekcje biblioteczne" przypomniałam głośno dyrekcji /niezadowolonej /, że nie istnieją lekcje biblioteczne ani ścieżki między przedmiotowe, nie ma obowiązku prowadzenia lekcji przez n.bibliotekarza, w dodatku nauczyciele przedmiotowcy są ograniczeni liczeniem jednostek lekcyjnych. Pomruczała niezadowolona, widzę i tak zapis: biblioteka prowadzi edukację czytelniczą. JA WIEM, CZEMU żądała takiego zapisu, jak się zmienia stołek na dyrektorski, odpływa patrzenie cywilizowane na zespół nauczycieli, pojawia się DYREKTOROWANIE, za wszelką cenę.
Pojawiły się, rzecz jasna, nielegalne niepłatne zastępstwa. Poszłam na rozmowę, parę razy. 3 lata względnego spokoju z widoczną wścieklizną w oczach władzy, czemu nie można mną poniewierać jak się jej podoba. W tym roku zaczęła ponownie przesadzać. Piszę zastępstwa z grobową miną, w dzienniku, jasno i wyraźnie i podkreślam dobitnie... Mamy właśnie kontrolę. Czekam na wyniki.
Smutne jest to, że osoba, która zostaje dyrektorem /nie każda rzecz jasna, lecz i tak za wiele takich osób/, przestaje być człowiekiem, stara się dokopać, jak tylko może i pokazać KTO TU PANEM. Krótka piłka takiego "rządzenia", bo o szacunku i lojalności w takim przypadku , jawnego wykorzystywania władzy z pełną świadomością nielegalności postępowania, mowy być nie może.
Smutne jest też to, że od kilkudziesięciu lat wciąż walczymy o TO SAMO, pojedynczo. Widzisz, najczęściej jest tak, że póki dyrekcja nie zostanie ukarana mandatem np. PIP, nie przyswaja, że zapchajdziura w jej mniemaniu- bibliotekarz, ma jakieś prawa, obojętnie, czy zapiszesz w statucie to czy owo czy nie.